W obronie rozumu

Nauka jako źródło wiedzy vs. poglądy nienaukowe, pseudonaukowe, paranaukowe

Taki tytuł nosił panel dyskusyjny, którego miałem zaszczyt być uczestnikiem, a który odbył się w ramach tegorocznych Dni Ateizmu organizowanych przez Ateistyczną Fundację im. Kazimierza Łyszczyńskiego. W panelu uczestniczyła również prof. Ewa Bartnik i Sami Ablullah, a jego moderatorem był prof. Konrad Talmont-Kamiński. Wśród wielu znamienitych gości Dni Ateizmu znalazł się również prof. Richard Dawkins.

Moje przemyślenia, które starałem się przekazać podczas panelu zawarłem poniżej w formie krótkiego eseju napisanego dla tych, którzy nie mogli uczestniczyć w wydarzeniu. Zapraszam do lektury!

Nauka na krawędzi

Postmodernizm przyniósł ulgę wszystkim pogubionym, a przede wszystkim tym, którzy nie potrafią zmusić się do obciążenia swoich umysłów dodatkowym wysiłkiem niezbędnym do zrozumienia coraz trudniejszej nauki.

Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, że autor tych słów zaledwie pół wieku temu codziennie z mozołem pokonywał swoją drogę do szkoły dźwigając na plecach tornister wypełniony książkami, kredkami i marzeniami. Te marzenia skwapliwie rozbudzali i pielęgnowali w nim nauczyciele. „Dzieci, narysujcie świat w dwutysięcznym roku” – brzmiało jedno z poleceń nauczycielki plastyki, a dzieci pilnie zapełniały arkusze białego papieru rakietami, które miały unosić nas na kosmiczne wycieczki, umieszonymi na orbitach hotelami, z których podziwiać można było panoramę drogi mlecznej, poduszkowcami, które zastąpiły nieporęczne samochody, ponaddźwiękowymi samolotami, szklanymi domami. Wyobraźnię jeszcze bardziej podsycały takie polecenia, jak „świat za sto lat”. Był on niezmiennie na wskroś nowoczesny, przepełniony powszechnie dostępnymi wynalazkami i technologiami, syty, zdrowy i czysty.

Tymczasem mijały lata…

Pół wieku później

            By jednak rzecz całą uprościć, wyobraźmy sobie, że ktoś owe dzieci uśpił na pół wieku, podobnie jak bohatera filmu „Śpioch” Woody Allena. Cóż zobaczyły po otwarciu oczu? Ich kraj stał się światową potęgą egzorcyzmów a prawie połowa jego obywateli nie sięga przez cały rok ani razu po książkę. Przerażeni tajemniczą i groźną technologią 5G mieszkańcy miast podpalają i niszczą bogu ducha winne maszty telefonii komórkowej. Atakują punkty szczepień, a niektórzy z nich głosują nad wyrokiem śmierci dla urzędującego Ministra Zdrowia.

Na oficjalnych listach rządowych znajdują się takie zawody, jak wróżbita czy jasnowidz. Pojawiają się oni zresztą w sądach jako biegli, zatrudniają ich politycy i ekonomiści aby lepiej przewidzieć przyszłość. Na ulicach ani śladu poduszkowców, nawet niewiele pojazdów elektrycznych, po prostu trochę nowocześniejsze w kształtach pojazdy, które znały zasypiając. Pojazdy te w ogromnej liczbie godzinami korkują ulice miast. Ponaddźwiękowe Concordy dawno już przestały latać. Wycieczki w kosmos nie tylko okazały się mrzonką, na świecie zarzucono nawet jego intensywną eksplorację. Zresztą, świat wcale nie wygląda dużo lepiej niż ich kraj. Irracjonalizm rozlał się po nim bez przeszkód. Co poszło nie tak? Dlaczego marzenia okazały się mrzonkami?

            Jedna z odpowiedzi tkwi w przyroście wiedzy, której ciekawą analizę przeprowadził architekt i futurolog Richard Buckminster Fuller. Swoje obliczenia odniósł do okresu 200 tysięcy lat ewolucji gatunku Homo sapiens. Przyjął, że w ciągu pierwszych 198 tysięcy lat ludzkość zgromadziła pewną sumę wiedzy. Jej podwojenie zajęło już tylko niecałe 1500 lat. Ta podwojona suma wiedzy została ponownie zdublowana już tylko w ciągu 500 lat. Pomiędzy rokiem 1900 a 1950 ponownie ją pomnożyliśmy razy dwa. W pewnym momencie przyrost wiedzy nabrał charakteru wykładniczego. Na kolejną taką operację potrzebowaliśmy 20 lat, następnie już tylko 10, potem ośmiu, aby około 2017 r. dojść do 13 miesięcy. Dzisiaj suma wiedzy jest podwajana co około 12 godzin, a tempo systematycznie się zwiększa. Być może, kiedy te słowa ukażą się w druku, będzie się podwajała kilka razy na dzień.

            Przeciętny chłopak sprzed pół wieku wstydziłby się przyznać, że nie wie jak działa silnik Wankla, albo laser. Jeśli z czymś nie nadążał, to biegł do kiosku po „Młodego Technika”, żeby nie być gorszym od innych. Ludzie śledzili rozwój nauki, dyskutowali wynalazki, nowe technologie i zdawało im się wówczas, że rozumienie najważniejszych zmian jest w ich mocy. Ale krzywa przyrostu wiedzy już wtedy przekraczała to charakterystyczne dla wzrostu wykładniczego przegięcie, aby piąć się do góry zbliżając się niebezpiecznie do asymptoty. Specjalizacja w nauce osiągnęła taki poziom, że nie tylko zwykli pasjonaci nauki przestali ją rozumieć, lecz nawet przedstawiciele tej samej dziedziny. Taki przyrost wiedzy musiał wywołać poczucie przytłoczenia, zagubienia i wytworzył stan swoistej anomii. Lecz nie był główną przyczyną katastrofy.

Pochód zbuntowanej załogi pod czarną flagą anarchii

            Na tle tego chaosu pojawili się trzej jeźdźcy Apokalipsy. I nie mam tutaj na myśli nazywanych tym mianem słynnych na świecie ateistów, lecz Michaela Foucault, Rolanda Barthesa i Jacquesa Derridę – ojców założycieli kierunku filozoficznego nazwanego postmodernizmem. To oni po raz pierwszy w historii na tak ogromną skalę podważyli obowiązujące przez prawie dwa i pół tysiąca lat fundamenty nauki – Arystotelesowską klasyczną koncepcję prawdy, opartą na przekonaniu, że rzeczywistość istnieje i jest poznawalna, a podstawowe prawa logi pozwalają na stworzenie adekwatnego jej opisu.

To oni, korzystając z atmosfery zagubienia, anomii i chaosu, przekonali wielu sobie współczesnych, że rzeczywistość ma charakter płynny, a wszelkie idee nie są wynikiem poznawania obiektywnej rzeczywistości, lecz są konstruktami społecznymi. Ta myśl przyniosła ulgę wszystkim pogubionym, a przede wszystkim tym, którzy nie potrafili zmusić się do obciążenia swoich umysłów dodatkowym wysiłkiem niezbędnym do zrozumienia coraz trudniejszej nauki.

            Pochód tej „zbuntowanej załogi pod czarną flagą anarchii”, jak określał to jeden z najwybitniejszych uczonych XX-XXI wieku – Edward O. Wilson, nie tylko doprowadził do odrzucenia i zanegowania dorobku nauki i filozofii racjonalnej. Zrównał jednym pociągnięciem wszystkie zasady moralne i różne kultury, idee wartościowe i pożyteczne z pokrętnymi i niejasnymi. Teraz już nie trzeba było próbować zrozumieć jakąś koncepcję naukową, wystarczyło obdarzyć ją mianem konstruktu społecznego i przeciwstawić dowolnej innej. Oberwało się nawet religii. Kiedyś w starych dobrych czasach przedstawiciele religijnego poglądu świata mieli tylko jeden problem – jak przekonać innych, że to o czym mówią stanowi obiektywną rzeczywistość. Teraz ich system wierzeń stał się tylko jednym z wielu równie wątłych konstruktów społecznych, porównywalnych z innymi.

            Postmodernizm stworzył swoisty epistemologiczny zamęt przysparzając konfliktów i zmieniając ich oblicze. Już nie trzeba było odwoływać się do logiki i twardych argumentów, aby przekonać adwersarza do swoich poglądów. Wystarczyło wykazać, że jego twierdzenia są konstruktami społecznymi, a jako takie są zastępowalne innymi. Twarda, oparta na empirycznych danych, koncepcja mogła zostać zestawiona z dowolną intelektualną fantazją. Mnogość sprzecznych poglądów stała się normą i zaczęła wymagać dla siebie tolerancji. Nic dziwnego zatem, że postmodernizm wkroczył również do edukacji.

Szkoła w służbie postprawdy

            Szkoły musiały się zmierzyć (i nadal się mierzą) z wyzwaniem jakim stał się wymóg akceptacji i tolerancji najbardziej niedorzecznych poglądów. Dzisiaj, znaczną część tego czasu, którą nauczyciele sprzed pół wieku poświęcali na rozbudzanie w nas marzeń, szkoły przeznaczają na kształcenie wśród uczniów umiejętności powstrzymania naturalnego sprzeciwu wywoływanego usłyszanymi kłamstwami (a właściwie postprawdami) i wszelkiej maści bzdurami. Dodatkowo podwyższają i wzmacniają samoocenę osób takie brednie wypowiadających. Dzisiaj dzieciak, który jest kompletnym ignorantem, nie musi biec do kiosku po „Młodego technika” i dokształcać się po kryjomu. Wystarczy, że zażąda szacunku dla swojej ignorancji, a jeśli jej nie otrzyma, ucieknie się do roli dyskryminowanej ofiary. Nagle, ten skomplikowany świat nauki i techniki sprzed pół wieku stał się dużo prostszy, a probierzem poglądów stała się polityczna poprawność, nie zgodność z rzeczywistością.

            Skutecznie pozbyliśmy się również szacunku dla autorytetów. W czasach obowiązywania przekonania o istnieniu obiektywnej rzeczywistości, ktoś, kto napisał i opublikował artykuł, książkę, rozprawę w swojej dziedzinie, często zyskiwał respekt i uznanie, bo sprawdzianem jego wysiłku umysłowego i tez, które stawiał była owa rzeczywistość. Powoli, latami wchodził na wyższe szczeble wykształcenia i zdobywał szacunek innych, a jego pozycja była o tyle realna, że zawsze, w każdym momencie jego życia wyznaczała ją obiektywna rzeczywistość. Jeśli bredził, koledzy, recenzenci i wydawcy nie dopuszczali go do głosu. Dzisiaj dowolna niedorzeczność żąda dla siebie szacunku i tolerancji, a jakkolwiek zdobyty autorytet jest kwestionowany, bo przecież jest wyłącznie autorytetem odnoszonym do konstruktu społecznego, w ramach którego został zbudowany. Tak więc, autorytet profesora fizyki wypowiadającego się na temat elektrowni jądrowej jest dzisiaj tyleż samo wart, co ten wygłaszany przez studenta polonistyki i aktywisty klimatycznego. Opinia lekarza lub biologa na temat płci biologicznej jest niestosowna, bo przecież płeć jest konstruktem społecznym, o czym wiedzą już dzieci w szkołach podstawowych.

            Rzeczywistość jest przewrotna. Co prawda między Księżycem a Ziemią nie kursują regularne promy kosmiczne, jak się spodziewaliśmy, ale każdy z nas ma w dzień i w nocy pod ręką urządzenie o mocy obliczeniowej niewyobrażalnie przewyższające jednostki odpowiedzialne za powodzenie misji Apollo 11. AGC, bo tak nazwano komputer stworzony na potrzeby tej ekspedycji, posiadał 74 kB pamięci stałej i 4kB operacyjnej. Nasz przeciętny smartfon ma co najmniej tysiąc razy więcej RAM od 4 do 6 GB. Rzecz w tym, że wykorzystujemy go niezwykle często do ośmieszania autorytetów w dyskusjach toczonych w mediach społecznościowych, przekazywania sobie przepisów na cudowne terapie, treści anty-szczepionkowych, lub po prostu do strzelania w wirtualne postaci w wirtualnym świecie. Czy da się zawrócić z tej drogi?

Gotowanie żaby

            Większość naukowców jest dobrej myśli, ale wielu z nich nie zauważa, jak powoli w roli opiniotwórczych autorytetów zastępują ich celebryci. Coraz częściej studenci, pod sztandarem poprawności politycznej i tolerancji wywierają presję decydując o czym wolno im mówić podczas wykładów. Komitety przyznające granty niepostrzeżenie kierują niektórymi nurtami badawczymi finansując te pożądane i odmawiając środków na badania mogące odkryć prawdy niewygodne, a czasopisma odrzucają wyniki takich badań, jeśli mimo wszystko zostały przeprowadzone. Przypomina to do złudzenia chiński przepis na gotowanie żaby, który mówi, że aby ugotować żabę nie należy wrzucać jej do wrzątku, bo natychmiast wyskoczy. Sposobem na to jest włożenie jej do garnka z zimną wodą i powolne podgrzewanie. W ten sposób żaba nie dostrzegając stopniowych zmian temperatury, nie wykonuje żadnych gwałtownych ruchów, aż w pewnym momencie jest już za późno. Pytanie, czy osiągnęliśmy już moment, kiedy nie da się już wyskoczyć z wrzątku, pozostaje otwarte.

            Wspomniany wcześniej Edward O. Wilson zwany przez niektórych „współczesnym Darwinem” nazwał postmodernizm „intelektualną czkawką Zachodu” i wierzył, że podobnie, jak czkawka ma charakter przejściowy. Problem w tym, że to już nie jest dolegliwość wyłącznie Zachodu. Dzisiaj czkawka wstrząsa całym światem. Przejdzie? Czy zamieni się w torsje?

Prof. Richard Dawkins i autor tekstu podczas Dni Ateizmu 2023

10 comments on “Nauka jako źródło wiedzy vs. poglądy nienaukowe, pseudonaukowe, paranaukowe

  1. Paweł L
    6 kwietnia, 2023

    Bardzo celne, zwięzłe i świetnie napisane. Dziękuję!

  2. Daniel
    6 kwietnia, 2023

    Umysł wyprodukował gwałtownie (w podanej skali) sporo problemów (zniszczenie środowiska, wymieranie gatunków, wojny, choroby psychiczne itd.). Ciekawe czy to samo narzędzie jest w ogóle wstanie poradzić sobie z czymś czego jest przyczyną?

  3. Aleksander Kałążny
    6 kwietnia, 2023

    Wspaniały i nośny esej, odzwierciedlający kompleksowo to co sam myślę o dzisiejszych realiach społecznych. Pozdrawiam Serdecznie.

  4. Daniel
    6 kwietnia, 2023

    Umysł stworzył skokowo (jak na grafice) całą górę problemów (wymieranie gatunków, zatrucie środowiska, zmiany klimatu, choroby psychiczne, depresje, wojny itd.). Ciekawe czy to samo narzędzie jest w stanie rozwiązać problemy, których jest przyczyną?

    • Daniel
      7 kwietnia, 2023

      Przepraszam, dodało mi się niechcący dwa razy.

  5. Wojciech Młotkowski
    7 kwietnia, 2023

    dobry esej!

  6. brzoza232
    30 Maj, 2023

    Ja napiszę, jak to wyglądało z mojej perspektywy. W technikum nawet nauczyciele mówili, że dzisiaj każdy może sięgnąć po wiedzę, jaką tylko chce, że można być specjalistą, nie wychodząc z domu. Wzięliśmy sobie to do serca, pewność siebie się zwiększyła, autorytetem stał się internet. Problem tylko taki, że nie nauczono nas gdzie szukać wiarygodnych informacji, ludzie oglądają filmy z żółtymi napisami, lub wpisy jakiejś blogerki licealistki i biorą to za prawdę. Po internecie krążą też wszelkiej maści krętacze, znachorzy, burzą autorytety medyczne, naukowe, twierdzą, że dzisiaj nikomu nie można ufać, że każde badanie może być finansowane przez korporacje lub zmyślone, cel jest jeden, odciągnąć ludzi od sprawdzania wiarygodności przedstawianych przez krętacza bredni. Dobrze pamiętam, że było pełno wpisów psychologów lub psychoterapeutów o tym, że prawda nie istnieje, że każdy ma swoją i jest równie dobra, że nie istnieje prawda obiektywna. W jakim celu tak pisali, nie mam pojęcia, ale wiem, jak to może działać na ludzi…

    Odkąd nauczyłem się korzystać z Google Scholar, rozpoznawać które badanie jest bardziej wiarygodne, odkąd nauczyłem się myśleć krytycznie, widzę, jak bardzo błądzą inni. Uwierzą w każde zdjęcie ufo, a gdy uwiarygodni się historię, wysyłając wideo z latającym tic taciem nagranym przez wojskowego pilota to, jest to prawda objawiona, co tam, że najpierw należałoby udowodnić, że takie nagranie jest prawdziwe, np. badając wykrywaczem kłamstw czy serum prawdy pilota, bo w czasach gdy każde nagranie może być super realistyczne i niemożliwe do przebadania w celu sprawdzenia falsyfikacji trzeba badać ludzi, którzy takie nagranie upubliczniają. Nie da się powtórzyć takiej obserwacji, wideo można sfałszować, więc bez udowodnienia, że jest prawdziwe, jest równoznaczne z subiektywnymi historiami o duchach wpływającymi na świat materialny, czy bredniami jasnowidza.

  7. brzoza232
    30 Maj, 2023

    Kolejny duży powód, dlaczego ludzie tracą wiarę w naukę, autorytety: propaganda rządowa potwierdzona w wielu krajach, w tym wiele teorii spiskowych, które okazały się prawdziwe np. w USA, kłamstwa polityków, niespełnianie obietnic wyborczych. Nawet w PL słynne więzienia CIA, już samo istnienie ściśle tajnych dokumentów każe ludziom myśleć, że może istnieć jakaś konspiracja. Słynni bracia rodzeń dodatkowo odkrywają, jak blisko jest biznes i nauka, np. o tytoniu i pozytywnym oddziaływaniu na organizm, takie reklamy były w tv, później się z tego wycofano, ludzie to widzą, i wyciągają wnioski. Tak samo było z cukrem, tak samo jest z pszenicą, jest biznes, trzeba badania finansować, rząd działa jak korporacja.

    Być może rząd chce się wkupić w łaski ludzi, stracili zaufanie do rządu, wierzą w każdą teorię spiskową, a podanie im na tacy wideo z ufo, uwiarygodnienie tego powiedzeniem ‚potwierdzone przez armię USA’ ma na celu jedno, przypodobać się ludziom sprzedając im to, co chcą usłyszeć.

    Potrzebne zmiany systemowe.

  8. brzoza232
    30 Maj, 2023

    Warto wspomnieć że pomost między nauką a społeczeństwem to krótkie rekomendacje, opisy, zalecenia, ludzie chcą zrozumieć, i tu wchodzą krętacze nawijający makaron na uszy, dają ludziom zrozumienie, ludzie tego potrzebują ale od strony naukowców mają albo krótkie opisy, zalecenia, albo trudne do zrozumienia rezultaty badań w formie skomplikowanych wykresów, powiązań.

    Trzeba robić konkurencję krętaczom, trzeba wykorzystywać te same chwyty marketingowe, trzeba popularyzować naukę. Ludzie poszukują wiarygodnych źródeł wiedzy, tylko najczęściej popularyzacją zajmują się nieodpowiedni ludzie. Brakuje osób takich jak Sabine Hossenfelder.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Information

This entry was posted on 5 kwietnia, 2023 by .

Archiwum

Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.

Dołącz do 216 subskrybenta